Slovenský Raj, Nízke Tatry, Roháče
_ Organizacja...
Nie sposób rozpocząć tej relacji innym
słowem. Tylko ono oddaje choć w części, to co pochłaniało nas przez dni, a
nawet tygodnie, poprzedzające wyjazd za południową granicę. Głównymi organizatorami
wycieczki były oba Michały, z tego prostego powodu, że na Słowację udawała się
liczna, bo kilkunastoosobowa, grupa absolwentów klasy matematycznej VIII LO w
Katowicach. Tak, to właśnie owe „kwadraty”, o których traktuje tytuł.
Do czasu wszystko jawiło się w jasnych barwach. Jednak na kilka dni przed wyjazdem gruchnęła wieść, że Michał rezygnuje z wędrówki w Niżnych Tatrach… W tej sytuacji odpowiedzialność spadła na barki Patryka. Jako że utrzymywaliśmy między sobą ożywione kontakty, szybko wspomogli go w biedzie Tomek i Paweł. Ustalenie marszruty w pasmie Kralovej Holi, gdzie wybieraliśmy się w trójkę, było tylko formalnością. Najtrudniejszy organizacyjnie był dzień w którym grupy miały się połączyć. Poza schroniskami pod Dziumbirem (Chata gen. Stefanika) i na Chopku (Kamenna chata), których usługi były jednak na nasze portfele za drogie, niesposób było wyznaczyć odpowiednie miejsce na nocleg. Oczywiście wyobraźnia nie próżnowała, i szybko wyłonił się pomysł spędzenia nocy na wierzchołku Dziumbira. Równie prędko jednak upadł. Jedyną nadzieję dawał kociołek w pod wspomnianym wyżej szczytem, choć później i tę lokalizację uznaliśmy za niepewną. To tylko jeden z licznych problemów jakie omawialiśmy. Gdy jednak nadeszła niedziela, 19 czerwca, wszelkie wątpliwości należało odsunąć w cień i z najlepszymi widokami na przyszłość udać się na Słowację.
Do czasu wszystko jawiło się w jasnych barwach. Jednak na kilka dni przed wyjazdem gruchnęła wieść, że Michał rezygnuje z wędrówki w Niżnych Tatrach… W tej sytuacji odpowiedzialność spadła na barki Patryka. Jako że utrzymywaliśmy między sobą ożywione kontakty, szybko wspomogli go w biedzie Tomek i Paweł. Ustalenie marszruty w pasmie Kralovej Holi, gdzie wybieraliśmy się w trójkę, było tylko formalnością. Najtrudniejszy organizacyjnie był dzień w którym grupy miały się połączyć. Poza schroniskami pod Dziumbirem (Chata gen. Stefanika) i na Chopku (Kamenna chata), których usługi były jednak na nasze portfele za drogie, niesposób było wyznaczyć odpowiednie miejsce na nocleg. Oczywiście wyobraźnia nie próżnowała, i szybko wyłonił się pomysł spędzenia nocy na wierzchołku Dziumbira. Równie prędko jednak upadł. Jedyną nadzieję dawał kociołek w pod wspomnianym wyżej szczytem, choć później i tę lokalizację uznaliśmy za niepewną. To tylko jeden z licznych problemów jakie omawialiśmy. Gdy jednak nadeszła niedziela, 19 czerwca, wszelkie wątpliwości należało odsunąć w cień i z najlepszymi widokami na przyszłość udać się na Słowację.